Jestestwo

Gdy żar leje się z nieba myśli jakby zwalniają. Czasem może zbyt bardzo. Czy to jedynie upalny marazm ? Mam nadzieję, że niebawem znów ruszą dla mnie dni.

Póki co w przerwie między terapią w USA a kontrolą w Niemczech pomieszkujemy całą rodziną w domu. Za tydzień na tydzień lecimy na 4. dawkę szczepionki, a po powrocie czeka Julka jeszcze tygodniowa kontrola nowotworowa w Niemczech. Z „bonusową” scyntygrafią nerek, ponieważ istnieje ryzyko, że dotychczasowe leczenie jedną z nich uszkodziło. Po zakończeniu kontroli mamy 3 miesiące przerwy – luksus co niemiara…
Bardzo ostrożnie myślimy o powrocie do normalnego życia. Jakże innego niż przed styczniem 2017 roku, ale z pozytywną i niesubtelną różnicą doceniania tego co mamy. Tym bardziej, że ostatnio coraz więcej dociera do mnie sygnałów o negatywnych zwrotach w leczeniu znanych mi i nieznanych dzieci… To dogłębnie przejmujące i dotykające boleśnie moje empatyczne serce. Chciałbym otrzymywać tylko pozytywne informacje, ale nauczyłem się już, że co jakiś czas pasmo szczęścia dzieci będzie przecinane ponurą wstęgą heroicznej walki onkologicznych rodzin. Ludzie z tych rodzin walczą jak lwy o zdrowie swoich pociech. Choć wiatr strachu smaga ich twarze, nie zważają na kamienie bezsilności jakie los próbuje im podrzucić za pazuchę. Trwają w drodze, wciąż i wciąż udowadniając bezgraniczną miłość jaką darzą swoją latorośl.
Jestem pełen podziwu dla tych rodziców. Matek i ojców. Spotykam coraz więcej par, które razem walczą. Nawiązując do wcześniejszego wpisu stwierdzam z radością, że według moich obecnych obserwacji panowie zajmują godne miejsce na medianie odpowiedzialności wraz z przedstawicielkami płci pięknej.
Ośmielam się cieszyć ze szczęścia jakie zostało nam przeznaczone. Tak, szczęścia. W całym tym nieszczęściu mamy dużo szczęścia. Widzę, słyszę i boję się opisać jakie historie działy się i dzieją wokół nas. Trafia mnie za każdym razem, kiedy dociera do mnie wiadomość o negatywnym zwrocie leczenia, o wznowie choroby, o przyspieszeniu progresji nowotworu. Trafia to w moje pozytywne myśli i choć staram się egoistycznie cieszyć moim szczęściem to do końca nie jestem w stanie wyjąć głowy ponad to o czym się dowiaduję. Może, gdy zwalniają się moje zasoby absorbcji moim światem dostrzegam i odczuwam bardziej świat innych. Z jednej strony powinienem się cieszyć – moje ciało podświadomie choć niespiesznie asymiluje się do stanu komfortowego odrętwienia. Z drugiej strony niemoc, którą te niewesołe historie ze sobą niosą, może być dekoncentratorem mozolnie tkanej równowagi. Gdy na wieloramiennej szali bytowania pojawiają się znamiona dekadenckiej recesji zaprzęgam jestestwo do trwania w jedynie słusznej pozie – koegzystencji światów miπionych i πiedoszłych

B

A Ty ? Co o tym sądzisz ?